Lokal Vegan Bistro

Lokal Vegan Bistro postanowiłem odwiedzić przy okazji służbowej wizyty w Warszawie. Tak się fajnie złożyło, że wszystkie ważne sprawy miałem załatwione już w porze lunchu, więc mając w pamięci wszystkie dobre opinie i zdjęcia znajomych widziane na Instagramie, postanowiłem sprawdzić jak daleko od Lokalu się znajdowałem.

Z góry uchylę rąbka tajemnicy, ponieważ wizytą lekko się rozczarowałem, ale o tym dlaczego Lokal zasłużył na ocenę 6,5/10 nieco później.

…wracając do początku historii: Mapy Google w telefonie pokazały, że odległość dzieląca mnie od bistro to tylko 1km, więc przespacerowałem się kilka minut od Dworca Głównego i po szybkim dotlenieniu się, byłem na miejscu – głodny i żądny nowych wrażeń dla kubków smakowych.

Sam lokal okazał się być małym, bardzo skromnym, wręcz ascetycznym miejscem. W środku tygodnia ok. godz. 13:00 był pełny ludzi, na szczęście udało mi się załapać na ostatni wolny stolik. To co zwróciło moją uwagę, to krótkie menu – ja tymczasem przywykłem do dużego wyboru dań jakim stale dysponuje nasz śląski wege-bar Złoty Osioł ;) To lekkie zaskoczenie, ale w trakcie pierwszej wizyty i tak nie byłbym w stanie spróbować nawet połowy. Nie mam też oczywiście wątpliwości, że krótkie i dobrze skomponowane menu to atut każdego bistro.

Zdecydowałem się na zamówienie przystawki, zupy i połowy porcji dania głównego. Pierwsze miłe zaskoczenie w trakcie składania zamówienia – bezpłatna szklanka wody w menu :) To dobre praktyki znane mi do tej pory głównie z zachodnioeuropejskich restauracji.

Pomimo dość dużego ruchu, na pierwsze danie nie czekałem zbyt długo. Na stole wylądowała słuszna miska gorącej zupy z dynią, jarmużem, świeżymi ziołami i… zbyt dużą ilością chilli. Zupa była bardzo dobra, ale po zjedzeniu mniej więcej 1/3 porcji cały przełyk aż mnie bolał. TAKA BYŁA OSTRAAA! ;( A wiedz, że ja bardzo lubię pikantne dania – to jednak było przesadzone i co warte zaznaczenia – w menu w żaden sposób nie było zaznaczone, że to danie jest bardzo pikantne.

Po zupie przyszła kolej na przystawkę. W menu najbardziej zaintrygowała mnie wegańska kaszanka, więc jako fan prawdziwej, mięsnej kaszanki (vel krupnioka) nie mogłem wybrać inaczej. I ten wybór okazał się strzałem w dziesiątkę. Zapach kaszanki wegańskiej idealnie naśladował tą „tradycyjną” mięsną, podobnie konsystencja i w dużej mierze smak zgadzały się z tym, co znam z rodzinnego domu, a co oczywiście wegańskie nie było ;) Za to danie duuuży plus, choć jak to kaszanka – nie wyglądało bardzo reprezentacyjnie na talerzu. Po zbyt ostrej zupie, kaszanka przywróciła jednak uśmiech na moich ustach.

Teraz kolej na danie główne. Po zupie i przystawce już cieszyłem się, że zamówiłem pół porcji gulaszu arabskiego, bo szczerze mówiąc już dwie pierwsze potrawy wystarczyłyby na solidny lunch. Danie główne było bardzo ładnie podane, pieczone bataty świetnie przyprawione, surówka z marchwi urozmaicona genialnym sosem i mikro-pomarańczą o rewelacyjnie świeżym smaku, zaś sam gulasz marokański to była ciecierzyca w warzywno-orzechowym sosie. Całe danie świetnie skomponowane, a wisienką na torcie był kremowo-pomarańczowy sos. Pycha.

Danie główne było też niestety małym rozczarowaniem, ponieważ trzy z czterech batatów były niedopieczone i surowe w środku, to kolejna niedoróbka, o której muszę wspomnieć. Wielka szkoda.

Po wizycie w Lokal Vegan Bistro dużo sobie obiecywałem. Niestety wyszedłem z Lokalu lekko zawiedziony, bo dwa z trzech zamówionych dań zaliczyły wyraźne wpadki. Sam lokal poza ładnie urządzonym barem niczym szczególnym się nie wyróżnia i przy całej sympatii, jaką dla Lokal Vegan Bistro żywię, nie polecałbym tego przybytku na inne okazje niż szybki lunch w ciągu roboczego dnia.

Niewątpliwym atutem jest bardzo dobra lokalizacja w zasięgu krótkiego spaceru z wielu punktów centrum Warszawy. Gdyby nie problem z zupą i surowymi batatami, z czystym sumieniem wystawiłbym bardzo dobrą ocenę siedem na dziesięć, ponieważ pomysły na dania i sposób ich podania są bardzo bardzo fajne.