Moje dziecko zostało na pewnym etapie posądzone o bycie niejadkiem. Cóż, łatwo nie było, ale na szczęście skończyło się dobrze.
Kluczem do sukcesu okazało się odpowiednio skomponowane menu. Mała nie chciała za żadne skarby jeść tego, co wszyscy zalecali – np. nie tolerowała marchewki. Nie chciała jeść ekologicznego kurczaka, którego tata kupił kilka razy drożej niż nakazywał rozsądek, a następnie przyrządził najlepiej jak potrafił.
Nie chciała. Po prostu NIE
…i pewnie nigdy nie dowiemy się dlaczego. Z pomocą poniekąd przyszła książka „Bobas lubi wybór”, ale to już historia na inny blogowy wpis. Pierwszym zestawem obiadowym, który małej gwieździe bardzo podpasował, okazał się łosoś w towarzystwie puree z dyni i szpinaku.
Ile to było radości :) a przy okazji prosty taki obiadek w przygotowaniu. Ot na swoje sitko do gotowania na parze wrzucałem odłupany nożem kawałek puree z dyni, którego zapas przygotowałem w pełni dyniowego sezonu, oraz do towarzystwa porcję mrożonego szpinaku – również pozyskaną metodą bardzo siłową ;)
Do warzyw oczywiście dodawałem nieduży kawałek surowego łososia, który na parze gotował się dosłownie kilka minut.
I tyle. Żadnych przypraw, żadnych kombinacji. Taki obiadek przez kolejne tygodnie i miesiące stał się stałą pozycją w naszym niemowlęcym menu. Moja pociecha okazała się fanką bardziej charakterystycznych smaków. Oprócz łososia i generalnie ryb, bardzo do gustu przypadła jej też wołowina duszona ze sporą ilością cebuli – a kurczaki i inne mniej wyraziste frykasy traktowane są niezmiennie z pogardą.
Zobacz jak usmażyć perfekcyjnego łososia na patelni:
U nas dynia była jednym z pierwszych produktów w trakcie rozszerzania diety jeszcze ;-) Z tym że piżmowa (hipp bio na przykład ma w słoiczkach), która jest dużo smaczniejsza od zwykłej, trochę nijakiej ;-) Mała się zajadała.