Kiedy byłem małym chłopcem, widok karpi pływających w wannie naszej niewielkiej, blokowej łazienki co roku stanowił nie lada atrakcję. Duże ryby żwawo machały płetwami, a ja z bratem mieliśmy uciechę, nawet pomimo tego, że bardzo bałem się do nich zbliżyć.
Czas leci, nadal lubię zjeść dobrą rybę, ale wizja urządzania w wannie tymczasowego stawu hodowlanego, a w kuchni rzeźni jakoś mnie nie bawi. Co ciekawe, często słyszę z różnych stron kilka rodzajów komentarzy:
Nie zabijasz karpia? Przecież to tradycja!
Piękna tradycja rodem z PRLu, kiedy to karp dumnie wkroczył na polskie stoły, zastępując miejsce tradycyjnych – do tej pory – ryb. Karp był w tamtych czasach jedyną powszechnie dostępną, świeżą rybą. A jak można było się przekonać o jej świeżości? A trzymając żywego karpia w wannie do samej wigilii.
Czasy jednak się zmieniają, więc nawet jeżeli nazywasz to tradycją, to czas już zastanowić się czy wszystkie tradycje są godne kultywowania. A jeszcze lepiej pomyśleć o przywróceniu jakichś naprawdę fajnych zwyczajów.
Karp żywy, to na pewno świeży
Najgłupszy z możliwych w 2014 roku argumentów. Ja bym się raczej martwił o to czym ryba była karmiona, a nie jej świeżością. Żyjemy w XXI wieku, w Unii Europejskiej, z miliardem norm do spełnienia… jakieś pytania?
Bo nie masz jaj
– Nie zabijasz karpia, bo nie masz jaj. Jakbyś się nie bał, to byś jak wszyscy kupił żywą rybę.
Sorry, ale znam lepsze sposoby na udowodnienie męstwa niż walnięcie pałką czy młotkiem bezbronnej żywej istoty. Ryby tak jak inne zwierzęta odczuwają ból, strach i stres. Czym się zatem różni żywy karp zapakowany w folię od np. milusiego kota?
Gdybym musiał
Gdybym musiał zabiłbym karpia, konia, a nawet ostatniego tygrysa żyjącego na tej planecie. Jeżeli od tego zależałoby zdrowie czy życie moich najbliższych, zrobiłbym to nawet gołymi rękoma. Nie mam wątpliwości.
Ale nie muszę. Mogę pójść do sklepu, a nawet zamówić przez internet w zasadzie dowolną rybę. Uśmierconą przez przeszkolonego fachowca, wypatroszoną i gotową do przyrządzenia. Szybko, czysto, świeżo i bez stresu dla mnie, i zwierzęcia.
Jak smakuje zestresowana ryba
Na zakończenie posłużę się bardzo ciekawym cytatem, który znalazłem w sieci:
Badania naukowe dowodzą ścisłego związku związek pomiędzy smakiem karpia a stresem, który przeżywa, np. podczas nieodpowiedniego transportu. Dlaczego tak się dzieje? W krwi karpia transportowanego w złych warunkach wzrasta poziom hormonów stresu i jego mięśnie zakwaszają się kwasem mlekowym. Jak zapewniają kucharze ryby śnięte, stłoczone i przyduszone smakują gorzej.
Smacznego karpia!
Tomek
Drogi Tomku,
Rozumiem, że lubisz ryby jednak jedna rzecz mi nie pasuje: sam ryby nie zabijesz ale zjesz zabitą przez kogoś. W takiej sytuacji Ty, podobnie jak osoba, która faktycznie ją zabiła, przyczyniasz się do jej śmierci bo zgłaszasz zapotrzebowanie na taki produkt. Po drugiej stronie stoi człowiek, którego jest to praca ale takich zawodów by nie było jeśli tylko nie było by popytu na martwe zwierzęta. Poza tym zwierzęta czują, kiedy idą na rzeź i się stresują zaraz przed śmiercią.
Paul McCartney: “If slaughterhouses had glass walls, everyone would be a vegetarian.”
Pozdrawiam mocno i życzę dużo pomysłów w kuchni :)
B3
Nie jadamy karpia nawet w wigilię. W nosie mam taką tradycję, w imię której męczy się zwierzęta – nawet te nie mające głosu! Od dawna przykro mi patrzeć na te przepełnione rybami wanny łapane siatką, tłuczone po łbach… Nie przeszłaby mi przez gardło taka umęczona ryba. Mój mąż karpia nie lubi, mama w ogóle ryb nie jada więc przeważnie mamy więcej różnych pierogów i kapustek niż ryby :-)
Przenoszenie żywych ryb i to w worku powinno być prawnie zakazane ale w naszym kraju, gdzie stawia sę wyżej rytuały i tradycję niż dobro istoty żywej znęcanie się nad zwierzętami jest prawnie dopuszczalne :(
Dzięki za głos :) wszystko co piszesz to prawda, a ja się cieszę, że takie wpisy jak mój zmieniają stopniowo „tradycje” i już kilka czytelniczek napisało mi, że pod jego wpływem zrezygnowało w tym roku z zakupu żywych ryb na święta
Brawo! Chociaż szkoda, że głos rozsądku raczej się nie przebije przez „tradycję”. Co roku nie mogę patrzeć na te biedne ryby zapakowane w foliowy worek i rzucające się na taśmie sklepowej w oczekiwaniu na skasowanie zakupów. Przecież niosą tą rybę do wanny… U mnie w domu co roku był karp kupowany już zabity. W tym roku nie będzie – i tak nikt go nie zjadał a ucztę miały koty.